Ten rok zaczął się dla mnie dość konkursowo, na szczęście szaleństwo to dobiega już końca!
Poza konkursem malarskim forum wydziedziczonych zgłosiłem się do konkursu zorganizowanego na łamach thenode.pl na najlepszy AAR.
Początkowo planowałem opisanie innej rozgrywki ale dziwny limit 25 zdjęć sprawił, iż zdecydowałem się wystawić do konkursu raport z ostatniej rozgrywki All Things Zombie.
Raport dostępny jest poniżej oraz na stronie konkursowej.
Raport:
Wśród ciszy rezerwatu stanowego Mt. Greylock, poza świergotem ptaków i z rzadka przebiegającą dziczyzną, dał się usłyszeć kobiecy głos.
– To bez sensu, Scanner, łazimy po tych lasach już od kilku godzin i nic nie znaleźliśmy! – powiedziała czerwonowłosa piękność, przedzierając się przez gęste zarośla. Igły, liście i pajęczyny wplątane w jej włosy ani trochę nie ujmowały jej wdzięku.
– Molly mówię Ci, że to tutaj – zapewnił ją.
Para ta nie byłaby w zasadzie niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że od kilku godzin przeszukiwała (choć w ich wypadku termin "szwendała się" byłby bliższy prawdy) rezerwat ubrana w eleganckie koszule i wyjściowe garnitury.
– Scanner, ile razy mam Ci powtarzać! Nie istnieje coś takiego jak Chupacabra! To tylko jakiś wiejski mit! Jak to się w ogóle stało, że łażę z Tobą w tym lesie już od kilku godzin?
– Molly, uwierz mi, gdy mówię, że to na pewno tutaj. Nie czujesz tego słodkiego cynamonowego zapachu? Legendy głoszą, że legowisko Chupacabry otacza delikatna woń cynamonu. Jesteśmy blisko, czuję to. A co do tego dlaczego jesteś tutaj ze mną. Nadal mam taśmę z ostatniej imprezy firmowej, gdy...
– Dobra, dobra, tylko Cię sprawdzałam! A zapach cynamonu to moje nowe perfumy. Nie mogłam znieść już tego leśnego smrodu, więc wypsikałam się najnowszym szombel cynamonowym – powiedziała Molly podając koledze mały flakonik perfum.
Scanner powoli odebrał flakonik. Otworzył wieczko i powąchał zawartość, następnie oddał buteleczkę. Przysiadł na trawie, jeszcze bardziej brudząc spodnie za 100$, i zaklął cicho pod nosem. Widząc, w jakim stanie jest jej partner, Molly zapytała: – Którędy do auta?
Scanner powoli podniósł wzrok i odpowiedział: – Trzy godziny drogi w tamtą stronę jest wioska z niej możemy podjechać autobusem do parkingu...
Pięć godzin później.
– Molly, zobacz – powiedział Scanner, wskazując równocześnie palcem znak tuż przy drodze.
– "Witajcie w New Ashford", czyli wreszcie udało się.
– Zobacz, Molly, stacja autobusowa, będziemy mogli coś zjeść i zmyć to błoto.
Agentka z ciekawością spojrzała na zegarek.
– Nie sądzisz, że to trochę dziwne, że jest godzina trzynasta, a nikogo nie widać?
– Na pewno siedzą w domach i oglądają te bezmyślne seriale, chodź szybko!
Scanner otworzył drzwi budynku i pewnie wkroczył do niego. W panującym w środku półmroku dostrzegł zarysy trzech ludzi.
– Agent Specjalny Dan Scanner, a to Agentka Molly, czy mogą nam państwo pomóc?
Postacie poruszyły się i u Scannera zadziałał instynkt. Wiedział, że coś jest nie tak, ale nie potrafił dokładnie określić, o co chodzi. Szybko dobył służbowej broni i stanowczym głosem wyrecytował znaną na pamięć formułkę.
– Jesteśmy agentami federalnymi, proszę zachować spokój i położyć się na ziemi!
– Scanner, co ty wyprawiasz, spędzasz pół dnia w lesie, wchodzisz na dworzec i celujesz do ludzi, bo wysiadło im światło w budynku?!
Gdy tylko Molly skończyła swą wypowiedź, postaci ruszyły do ataku. Dan wystrzelił dwa razy po nogach napastników. Jeden padł na ziemię, ale drugi dopadł do Scannera. Trzeci napastnik dobiegł do agentki i wytrącił jej pistolet. Mimo doskonałego wyszkolenia agentki, napastnik, wykorzystując impet swojego natarcia, przewrócił Molly i wbił się zębami w jej pierś. Scanner szybkim ciosem w nos posłał swojego przeciwnika na deski. Wypalił jeszcze dwa strzały w podnoszącego się z ziemi agresora i rzucił się na ostatniego napastnika, roztrzaskując mu głowę kolbą od pistoletu.
– Molly! Molly, wstawaj!
Po kilku chwilach resuscytacji metodą usta-usta Molly odzyskała świadomość.
– Scanner, co się stało?
– Napadli na nas, nie wiem, co to za ludzie, ale nie wyglądają za dobrze. Jak się czujesz? Nic ci nie jest?
– Chyba nic, aczkolwiek skurczybyk mocno mnie ugryzł – powiedziała agentka, starając się wyczyścić swoją marynarkę z resztek śliny napastnika i własnej krwi.
W umyśle Katrin Ross była tylko jedna myśl: znaleźć jedzenie! Ciepłe ludzkie ciało, w które można by się spokojnie wgryźć. Gdy tylko usłyszała strzały zza okna, powoli powłócząc lekko nadgniłymi kończynami wyszła na balkon. Nie pozwoliła, by taki drobiazg jak barierka, powstrzymał ją, i po chwili lotu z pierwszego piętra zbierała się na (o dziwo cały czas sprawne) nogi.
– Dan, co robimy dalej?
Agent sprawdził zasięg swojego telefonu.
– Zero kresek, zabierzmy, co się da, i idziemy szukać telefonu lub auta.
– Mam dwa plecaki i paczkę snickersów, a ty?
– Nic, wszystko kompletnie ogołocone, jakby ktoś tu przed nami był i zabrał wszystko co tylko da się zjeść lub ma jakąś wartość.
Para agentów opuściła dworzec i skierowała się w pobliże najbliższego domu. Nie zauważyli Katrin, która z morderczym uporem powoli zmierzała w ich kierunku. Gdy para dotarła do drzwi, Katrin rzuciła się z krzykiem do ataku! Śmiertelnie głodna pędziła ku znikającym za rogiem budynku agentom. Tym razem Molly była przygotowana. Sprawnie dobyła pistoletu i dwoma strzałami zakończyła nie-żywot napastniczki.
Po chwili z domu dobiegł ich kobiecy głos.
– Zostawcie mnie w spokoju, to mój dom nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
– Proszę Pani, jesteśmy agentami federalnymi, nie zrobimy Pani krzywdy, chcemy tylko porozmawiać.
– Won od mojego domu. Sprowadzicie na mnie tylko kłopoty i więcej tego plugastwa!
– Ale proszę pani...
– Won powiedziałam! Jestem uzbrojona i będę bronić swojego domu do ostatniej kropli krwi!
– To bez sensu! Co tu się w ogóle wyprawia? Scanner rozumiesz coś z tego?
– Najwyraźniej mamy do czynienia z jakąś nową zarazą, która zmienia ludzi w krwiożercze bestie!
– Scanner, takich zaraz są setki, a pieniądze są najgorszą z nich.
– Nie żartuj sobie, Molly. To poważna sprawa. Musimy wyprowadzić ocalałych z miasta i zawiadomić władze. Zacznijmy przeszukiwanie od południa i sprawdźmy dom po domu. Nie wiadomo, jak długo zajmie cala operacja, więc jeśli natkniesz się na coś przydatnego, zarekwiruj i zostaw wizytówkę.
Powolne przeszukiwania południowych rubieży nie przyniosły naszym bohaterom wymiernych korzyści. Tym razem dużo ostrożniej podchodzili do każdych zamkniętych drzwi. Wykorzystując swoje wyszkolenie i doświadczenie, bez problemu oczyścili kolejne domostwo. Niestety, wytrawni agenci nie zauważyli zbieżności miedzy ilością oddanych strzałów a ilością nadciągających nieprzyjaciół.
– Scanner, nie wygląda to za dobrze. Jest ich coraz więcej i nadciągają ze wszystkich stron.
– Widziałaś to? W tamtym budynku za niebieską zasłoną ktoś nas obserwował. Szybko, zanim te bestie nas osaczą.
Gdy para agentów podbiegła do drzwi, te otwarły się bezszelestnie i zamknęły tuż za nimi. W panującym półmroku Molly dostrzegła dwie postacie: policjanta w średnim wieku oraz nastolatka w hełmie.
– Siedźcie cicho, to może sobie pójdą – wyszeptał policjant.
– Jestem agent specjalny Dan Scanner, a to Agentka Molly. Czy możecie nam wyjaśnić, co się tu właściwie dzieje?
– Powiedziałem, siedź cicho, teraz to już nas na pewno usłyszały! Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje, od wczoraj te cholerstwa opanowały całe miasteczko! Szybko, wyskakujcie przez okno, my ich tutaj zatrzymamy!
Kompletnie zbici z tropu, Scanner i Molly wyszli przez tylne okno, by dotrzeć do kiosku stojącego na środku placu.
– Gotowy, Shawn?
– Gotowy, Ted.
Shawn strzelał do napastników tak szybko, jak to możliwe. Jego kule posłały kilku z nich na ziemię, jednak jego dobra passa skończyła się, gdy pistolet zamiast huku wystrzału zaczął wydawać z siebie charakterystyczne "klik, klik", świadczące o braku amunicji. Napastnicy podświadomie wyczuli grozę swojej ofiary szybko otoczyli ją, powalili na ziemię i zaczęli rozrywać i zjadać.
Podczas gdy z drugiej strony budynku Ted i Shawn urządzali ostrą kanonadę, agenci po cichu wyeliminowali najbliższych napastników i udali się do wcześniej zaplanowanego miejsca.
– Żyjecie jeszcze? Dobiegł ich ze środka łamliwy głos.
– Tak, proszę się nie obawiać, jesteśmy agentami specjalnymi, zbieramy ocalałych i ewakuujemy miasteczko.
– Pójdę z Wami szukać ocalałych, inni mogą nie być wobec was tak wyrozumiali jak ja.
Agonalne jęki Shawna były dla Teda zbyt dużym przeżyciem. Nie mogąc znieść tak silnych bodźców, Ted rzucił się do panicznej ucieczki. W jego myślach kołatał się echem jęk towarzysza, a mózg zatrzymał się na myślach: "Trzeba uciekać! Nie mogę na to patrzeć!". Na jego szczęście zombie były dużo bardziej zainteresowane konsumpcją swojej ofiary aniżeli pogonią.
Gdy po krótkim, acz intensywnym sprincie Ted schował się za rogiem bloku, wpadł w pole widzenia znajomych agentów, którzy pospieszyli mu z terapeutyczna pomocą.
– Ted, ocknij się – powiedział szeptem Scanner okładając rozmówcę po twarzy. – On już nie żyje. Musimy się stąd ewakuować, rozumiesz?
Ted powoli pokiwał głową. Jego zalana łzami i wykrzywiona grymasem bólu twarz powoli wracała do swojego zwykłego, cebulowego kształtu. Widząc postępy, Scanner kontynuował rozmowę.
– Gdzie tu jest jakiś działający telefon?
– Telefony i internet padły wczoraj rano.
– A może jakieś radiostacje?
– W ratuszu powinna być jakaś z czasów zimnej wojny, ale nie wiem, czy działa.
Pokrzepiona tymi wiadomościami grupa, klucząc między budynkami, udała się do ratusza.
– Ted, to Ty? Gdzie Shawn, co to za kanonada i kim są ci ludzie?
– Tak, to ja, inspektorze. Shawn nie żyje, pożarły go te bestie.
– A Ci ludzie w ubłoconych garniturach, co to za jedni?
– To agenci specjalni, przysłali ich tutaj, żeby ewakuowali miasto.
Widząc, że rozmowa zaczynała toczyć się po niewłaściwych torach, Scanner wszedł policjantom w słowo.
– O celu naszej misji będziemy mogli porozmawiać później. Ilu ma pan ze sobą ludzi, inspektorze?
– Jesteśmy tutaj ja, posterunkowy Urman i jeden cywil.
– A co z radiostacją – wtrąciła agentka Molly – czy jest sprawna?
– Obawiam się, że nie, proszę pani. Coś się przepaliło, a nie ma wśród nas żadnego majsterkowicza, który umiałby ją naprawić. Ostatni komunikat, który odebrałem dzisiaj rano, informował, że gwardia narodowa wkroczyła na ulicę największych miast.
– Niedobrze. Zaraza rozprzestrzenia się i nie są w stanie jej opanować. Na razie musimy się rozdzielić i sprawdzić wszystkie domy na południe stąd. Szukajcie ocalałych, ale także jedzenia, broni i wszystkiego, co może być przydatne do przetrwania. Nie wiadomo, kiedy ten cały bajzel się skończy.
Pożarłszy zwłoki Shawna, zombie ruszyły na dalsze poszukiwania. Na szczęście dla naszych bohaterów celem ich wędrówki okazał się jeden z domków jednorodzinnych.
Po rozdzieleniu, obie grupy ludzi udały się na przeszukiwanie południowych mieszkań. Niestety, poza kilkoma zombie i paroma porcjami jedzenia nie udało im się odnaleźć żadnych ocalałych. Po ponownym połączeniu ocaleli ustalili, że żadna z grup nie przeszukała małego kiosku.
– Spokojnie, poczekajcie tutaj, ja się tym zajmę – powiedział Scanner, podchodząc do drzwi.
– Nie szarżuj, Dan, załatwmy to razem, po co ryzykować?
– Spokojnie, Molly, nic mi nie będzie – gdy tylko skończył wymawiać te słowa, drzwi otworzyły się z impetem i trafiły agenta w głowę, skutecznie go ogłuszając. Po chwili, która wydawała się godziną, a trwała mniej niż kilka sekund, z mrocznego wnętrza wyskoczył zombie i wgryzł się w ramię agenta!
Szybka pomoc towarzyszy (i przeraźliwie głośna kanonada) ocaliły życie Scannera, jednak zewsząd dało się słyszeć nadciągające trupy! Grupa zabrała rannego i uciekła na północ, po drodze w miarę możliwości sprawdzając mijane budynki.
Pod koniec całej rozgrywki miasto wyglądało następująco:
- czerwone – zombie,
- niebieskie – ekipa Molly i Scannera,
- zielone – budynki przeszukane,
- żółte budynki zajęte przez NPC.
Jak widać, ekipie nie udało się zbadać całego miasta, ale pobyt tam stał się to po prostu zbyt niebezpieczny.
Ponieważ oboje agentów zostało powalonych podczas walki wręcz z zombie, po zakończeniu rozgrywki należało sprawdzić, czy któreś z nich nie uległo zarażeniu. Pech chciał, iż oboje zarazili się wirusem Z, krótko po opuszczeniu New Ashford przemienili się w bezmyślne monstra i zostali unieszkodliwieni przez swoich towarzyszy.
– I co my teraz zrobimy?
– Pójdziemy drogą do Williamstown, zbierając po drodze, kogo się da. To duże miasto, jest tam duży szpital. Jeśli gdzieś znajdą lekarstwo, to na pewno tam je przyślą.
– Staruszko, na pewno nie chcesz iść z nami? To miasto jest martwe, zostając tutaj na pewno zginiesz.
– Nic się o mnie nie martw, młokosie, to moje miasto i żadna plaga mutantów mnie z niego nie ruszy! Poza tym ktoś tu musi po was posprzątać.
Teraz trochę szczegółów technicznych. Całą wyprawę przeżyło i zdecydowało się podróżować dalej trzech policjantów oraz jeden cywil.
Imię: Ted
Reputacja: 4
Broń: Assault Rifle, SMG
Przedmioty:
Imię: Inspektor Alex
Reputacja: 4
Broń: Assault Rifle
Przedmioty:
Wyposażenie na dalszą wędrówkę obrońcy prawa wyruszają w stronę Williamstown, czy uda im się dotrzeć na miejsce? Dowiemy się w następnym odcinku ;)
Raport dostępny jest poniżej oraz na stronie konkursowej.
Raport:
Wśród ciszy rezerwatu stanowego Mt. Greylock, poza świergotem ptaków i z rzadka przebiegającą dziczyzną, dał się usłyszeć kobiecy głos.
– To bez sensu, Scanner, łazimy po tych lasach już od kilku godzin i nic nie znaleźliśmy! – powiedziała czerwonowłosa piękność, przedzierając się przez gęste zarośla. Igły, liście i pajęczyny wplątane w jej włosy ani trochę nie ujmowały jej wdzięku.
– Molly mówię Ci, że to tutaj – zapewnił ją.
Para ta nie byłaby w zasadzie niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że od kilku godzin przeszukiwała (choć w ich wypadku termin "szwendała się" byłby bliższy prawdy) rezerwat ubrana w eleganckie koszule i wyjściowe garnitury.
– Scanner, ile razy mam Ci powtarzać! Nie istnieje coś takiego jak Chupacabra! To tylko jakiś wiejski mit! Jak to się w ogóle stało, że łażę z Tobą w tym lesie już od kilku godzin?
– Molly, uwierz mi, gdy mówię, że to na pewno tutaj. Nie czujesz tego słodkiego cynamonowego zapachu? Legendy głoszą, że legowisko Chupacabry otacza delikatna woń cynamonu. Jesteśmy blisko, czuję to. A co do tego dlaczego jesteś tutaj ze mną. Nadal mam taśmę z ostatniej imprezy firmowej, gdy...
– Dobra, dobra, tylko Cię sprawdzałam! A zapach cynamonu to moje nowe perfumy. Nie mogłam znieść już tego leśnego smrodu, więc wypsikałam się najnowszym szombel cynamonowym – powiedziała Molly podając koledze mały flakonik perfum.
Scanner powoli odebrał flakonik. Otworzył wieczko i powąchał zawartość, następnie oddał buteleczkę. Przysiadł na trawie, jeszcze bardziej brudząc spodnie za 100$, i zaklął cicho pod nosem. Widząc, w jakim stanie jest jej partner, Molly zapytała: – Którędy do auta?
Scanner powoli podniósł wzrok i odpowiedział: – Trzy godziny drogi w tamtą stronę jest wioska z niej możemy podjechać autobusem do parkingu...
Pięć godzin później.
– Molly, zobacz – powiedział Scanner, wskazując równocześnie palcem znak tuż przy drodze.
– "Witajcie w New Ashford", czyli wreszcie udało się.
– Zobacz, Molly, stacja autobusowa, będziemy mogli coś zjeść i zmyć to błoto.
Agentka z ciekawością spojrzała na zegarek.
– Nie sądzisz, że to trochę dziwne, że jest godzina trzynasta, a nikogo nie widać?
– Na pewno siedzą w domach i oglądają te bezmyślne seriale, chodź szybko!
Scanner otworzył drzwi budynku i pewnie wkroczył do niego. W panującym w środku półmroku dostrzegł zarysy trzech ludzi.
– Agent Specjalny Dan Scanner, a to Agentka Molly, czy mogą nam państwo pomóc?
Postacie poruszyły się i u Scannera zadziałał instynkt. Wiedział, że coś jest nie tak, ale nie potrafił dokładnie określić, o co chodzi. Szybko dobył służbowej broni i stanowczym głosem wyrecytował znaną na pamięć formułkę.
– Jesteśmy agentami federalnymi, proszę zachować spokój i położyć się na ziemi!
– Scanner, co ty wyprawiasz, spędzasz pół dnia w lesie, wchodzisz na dworzec i celujesz do ludzi, bo wysiadło im światło w budynku?!
Gdy tylko Molly skończyła swą wypowiedź, postaci ruszyły do ataku. Dan wystrzelił dwa razy po nogach napastników. Jeden padł na ziemię, ale drugi dopadł do Scannera. Trzeci napastnik dobiegł do agentki i wytrącił jej pistolet. Mimo doskonałego wyszkolenia agentki, napastnik, wykorzystując impet swojego natarcia, przewrócił Molly i wbił się zębami w jej pierś. Scanner szybkim ciosem w nos posłał swojego przeciwnika na deski. Wypalił jeszcze dwa strzały w podnoszącego się z ziemi agresora i rzucił się na ostatniego napastnika, roztrzaskując mu głowę kolbą od pistoletu.
– Molly! Molly, wstawaj!
Po kilku chwilach resuscytacji metodą usta-usta Molly odzyskała świadomość.
– Scanner, co się stało?
– Napadli na nas, nie wiem, co to za ludzie, ale nie wyglądają za dobrze. Jak się czujesz? Nic ci nie jest?
– Chyba nic, aczkolwiek skurczybyk mocno mnie ugryzł – powiedziała agentka, starając się wyczyścić swoją marynarkę z resztek śliny napastnika i własnej krwi.
W umyśle Katrin Ross była tylko jedna myśl: znaleźć jedzenie! Ciepłe ludzkie ciało, w które można by się spokojnie wgryźć. Gdy tylko usłyszała strzały zza okna, powoli powłócząc lekko nadgniłymi kończynami wyszła na balkon. Nie pozwoliła, by taki drobiazg jak barierka, powstrzymał ją, i po chwili lotu z pierwszego piętra zbierała się na (o dziwo cały czas sprawne) nogi.
– Dan, co robimy dalej?
Agent sprawdził zasięg swojego telefonu.
– Zero kresek, zabierzmy, co się da, i idziemy szukać telefonu lub auta.
– Mam dwa plecaki i paczkę snickersów, a ty?
– Nic, wszystko kompletnie ogołocone, jakby ktoś tu przed nami był i zabrał wszystko co tylko da się zjeść lub ma jakąś wartość.
Para agentów opuściła dworzec i skierowała się w pobliże najbliższego domu. Nie zauważyli Katrin, która z morderczym uporem powoli zmierzała w ich kierunku. Gdy para dotarła do drzwi, Katrin rzuciła się z krzykiem do ataku! Śmiertelnie głodna pędziła ku znikającym za rogiem budynku agentom. Tym razem Molly była przygotowana. Sprawnie dobyła pistoletu i dwoma strzałami zakończyła nie-żywot napastniczki.
Po chwili z domu dobiegł ich kobiecy głos.
– Zostawcie mnie w spokoju, to mój dom nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
– Proszę Pani, jesteśmy agentami federalnymi, nie zrobimy Pani krzywdy, chcemy tylko porozmawiać.
– Won od mojego domu. Sprowadzicie na mnie tylko kłopoty i więcej tego plugastwa!
– Ale proszę pani...
– Won powiedziałam! Jestem uzbrojona i będę bronić swojego domu do ostatniej kropli krwi!
– To bez sensu! Co tu się w ogóle wyprawia? Scanner rozumiesz coś z tego?
– Najwyraźniej mamy do czynienia z jakąś nową zarazą, która zmienia ludzi w krwiożercze bestie!
– Scanner, takich zaraz są setki, a pieniądze są najgorszą z nich.
– Nie żartuj sobie, Molly. To poważna sprawa. Musimy wyprowadzić ocalałych z miasta i zawiadomić władze. Zacznijmy przeszukiwanie od południa i sprawdźmy dom po domu. Nie wiadomo, jak długo zajmie cala operacja, więc jeśli natkniesz się na coś przydatnego, zarekwiruj i zostaw wizytówkę.
Powolne przeszukiwania południowych rubieży nie przyniosły naszym bohaterom wymiernych korzyści. Tym razem dużo ostrożniej podchodzili do każdych zamkniętych drzwi. Wykorzystując swoje wyszkolenie i doświadczenie, bez problemu oczyścili kolejne domostwo. Niestety, wytrawni agenci nie zauważyli zbieżności miedzy ilością oddanych strzałów a ilością nadciągających nieprzyjaciół.
– Scanner, nie wygląda to za dobrze. Jest ich coraz więcej i nadciągają ze wszystkich stron.
– Widziałaś to? W tamtym budynku za niebieską zasłoną ktoś nas obserwował. Szybko, zanim te bestie nas osaczą.
Gdy para agentów podbiegła do drzwi, te otwarły się bezszelestnie i zamknęły tuż za nimi. W panującym półmroku Molly dostrzegła dwie postacie: policjanta w średnim wieku oraz nastolatka w hełmie.
– Siedźcie cicho, to może sobie pójdą – wyszeptał policjant.
– Jestem agent specjalny Dan Scanner, a to Agentka Molly. Czy możecie nam wyjaśnić, co się tu właściwie dzieje?
– Powiedziałem, siedź cicho, teraz to już nas na pewno usłyszały! Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje, od wczoraj te cholerstwa opanowały całe miasteczko! Szybko, wyskakujcie przez okno, my ich tutaj zatrzymamy!
Kompletnie zbici z tropu, Scanner i Molly wyszli przez tylne okno, by dotrzeć do kiosku stojącego na środku placu.
– Gotowy, Shawn?
– Gotowy, Ted.
Shawn strzelał do napastników tak szybko, jak to możliwe. Jego kule posłały kilku z nich na ziemię, jednak jego dobra passa skończyła się, gdy pistolet zamiast huku wystrzału zaczął wydawać z siebie charakterystyczne "klik, klik", świadczące o braku amunicji. Napastnicy podświadomie wyczuli grozę swojej ofiary szybko otoczyli ją, powalili na ziemię i zaczęli rozrywać i zjadać.
Podczas gdy z drugiej strony budynku Ted i Shawn urządzali ostrą kanonadę, agenci po cichu wyeliminowali najbliższych napastników i udali się do wcześniej zaplanowanego miejsca.
– Żyjecie jeszcze? Dobiegł ich ze środka łamliwy głos.
– Tak, proszę się nie obawiać, jesteśmy agentami specjalnymi, zbieramy ocalałych i ewakuujemy miasteczko.
– Pójdę z Wami szukać ocalałych, inni mogą nie być wobec was tak wyrozumiali jak ja.
Agonalne jęki Shawna były dla Teda zbyt dużym przeżyciem. Nie mogąc znieść tak silnych bodźców, Ted rzucił się do panicznej ucieczki. W jego myślach kołatał się echem jęk towarzysza, a mózg zatrzymał się na myślach: "Trzeba uciekać! Nie mogę na to patrzeć!". Na jego szczęście zombie były dużo bardziej zainteresowane konsumpcją swojej ofiary aniżeli pogonią.
Gdy po krótkim, acz intensywnym sprincie Ted schował się za rogiem bloku, wpadł w pole widzenia znajomych agentów, którzy pospieszyli mu z terapeutyczna pomocą.
– Ted, ocknij się – powiedział szeptem Scanner okładając rozmówcę po twarzy. – On już nie żyje. Musimy się stąd ewakuować, rozumiesz?
Ted powoli pokiwał głową. Jego zalana łzami i wykrzywiona grymasem bólu twarz powoli wracała do swojego zwykłego, cebulowego kształtu. Widząc postępy, Scanner kontynuował rozmowę.
– Gdzie tu jest jakiś działający telefon?
– Telefony i internet padły wczoraj rano.
– A może jakieś radiostacje?
– W ratuszu powinna być jakaś z czasów zimnej wojny, ale nie wiem, czy działa.
Pokrzepiona tymi wiadomościami grupa, klucząc między budynkami, udała się do ratusza.
– Ted, to Ty? Gdzie Shawn, co to za kanonada i kim są ci ludzie?
– Tak, to ja, inspektorze. Shawn nie żyje, pożarły go te bestie.
– A Ci ludzie w ubłoconych garniturach, co to za jedni?
– To agenci specjalni, przysłali ich tutaj, żeby ewakuowali miasto.
Widząc, że rozmowa zaczynała toczyć się po niewłaściwych torach, Scanner wszedł policjantom w słowo.
– O celu naszej misji będziemy mogli porozmawiać później. Ilu ma pan ze sobą ludzi, inspektorze?
– Jesteśmy tutaj ja, posterunkowy Urman i jeden cywil.
– A co z radiostacją – wtrąciła agentka Molly – czy jest sprawna?
– Obawiam się, że nie, proszę pani. Coś się przepaliło, a nie ma wśród nas żadnego majsterkowicza, który umiałby ją naprawić. Ostatni komunikat, który odebrałem dzisiaj rano, informował, że gwardia narodowa wkroczyła na ulicę największych miast.
– Niedobrze. Zaraza rozprzestrzenia się i nie są w stanie jej opanować. Na razie musimy się rozdzielić i sprawdzić wszystkie domy na południe stąd. Szukajcie ocalałych, ale także jedzenia, broni i wszystkiego, co może być przydatne do przetrwania. Nie wiadomo, kiedy ten cały bajzel się skończy.
Pożarłszy zwłoki Shawna, zombie ruszyły na dalsze poszukiwania. Na szczęście dla naszych bohaterów celem ich wędrówki okazał się jeden z domków jednorodzinnych.
Po rozdzieleniu, obie grupy ludzi udały się na przeszukiwanie południowych mieszkań. Niestety, poza kilkoma zombie i paroma porcjami jedzenia nie udało im się odnaleźć żadnych ocalałych. Po ponownym połączeniu ocaleli ustalili, że żadna z grup nie przeszukała małego kiosku.
– Spokojnie, poczekajcie tutaj, ja się tym zajmę – powiedział Scanner, podchodząc do drzwi.
– Nie szarżuj, Dan, załatwmy to razem, po co ryzykować?
– Spokojnie, Molly, nic mi nie będzie – gdy tylko skończył wymawiać te słowa, drzwi otworzyły się z impetem i trafiły agenta w głowę, skutecznie go ogłuszając. Po chwili, która wydawała się godziną, a trwała mniej niż kilka sekund, z mrocznego wnętrza wyskoczył zombie i wgryzł się w ramię agenta!
Szybka pomoc towarzyszy (i przeraźliwie głośna kanonada) ocaliły życie Scannera, jednak zewsząd dało się słyszeć nadciągające trupy! Grupa zabrała rannego i uciekła na północ, po drodze w miarę możliwości sprawdzając mijane budynki.
Pod koniec całej rozgrywki miasto wyglądało następująco:
- czerwone – zombie,
- niebieskie – ekipa Molly i Scannera,
- zielone – budynki przeszukane,
- żółte budynki zajęte przez NPC.
Jak widać, ekipie nie udało się zbadać całego miasta, ale pobyt tam stał się to po prostu zbyt niebezpieczny.
Ponieważ oboje agentów zostało powalonych podczas walki wręcz z zombie, po zakończeniu rozgrywki należało sprawdzić, czy któreś z nich nie uległo zarażeniu. Pech chciał, iż oboje zarazili się wirusem Z, krótko po opuszczeniu New Ashford przemienili się w bezmyślne monstra i zostali unieszkodliwieni przez swoich towarzyszy.
– I co my teraz zrobimy?
– Pójdziemy drogą do Williamstown, zbierając po drodze, kogo się da. To duże miasto, jest tam duży szpital. Jeśli gdzieś znajdą lekarstwo, to na pewno tam je przyślą.
– Staruszko, na pewno nie chcesz iść z nami? To miasto jest martwe, zostając tutaj na pewno zginiesz.
– Nic się o mnie nie martw, młokosie, to moje miasto i żadna plaga mutantów mnie z niego nie ruszy! Poza tym ktoś tu musi po was posprzątać.
Teraz trochę szczegółów technicznych. Całą wyprawę przeżyło i zdecydowało się podróżować dalej trzech policjantów oraz jeden cywil.
Imię: Ted
Reputacja: 4
Broń: Assault Rifle, SMG
Przedmioty:
- Jedzenie x2
Imię: Inspektor Alex
Reputacja: 4
Broń: Assault Rifle
Przedmioty:
- Cygara (Przedmiot luksusowy)
- Jedzenie
Imię: Sierżant Tim
Reputacja: 3
Broń: Shotgun,Pistolet
Przedmioty:
- Jedzenie
Imię: Dave
Reputacja: 3
Broń: Pistolet, Siekierka
Przedmioty:
- Jedzenie
Wyposażenie na dalszą wędrówkę obrońcy prawa wyruszają w stronę Williamstown, czy uda im się dotrzeć na miejsce? Dowiemy się w następnym odcinku ;)
ATZ vs X-files jest super. Kiedy kontynuacja ;)?
ReplyDeleteDopiero teraz zajrzałem na raport na blogu. :)
ReplyDeleteA propos "dziwnego limitu 25 zdjęć" - ile zdjęć miałby raport, który pierwotnie planowałeś zgłosić?
Wprowadziłem limit, żeby dostawać raporty, a nie serie zdjęć przeplatanych pojedynczymi zdaniami - ale przyznaję, liczbę wziąłem trochę od czapy.
Ten który wybrałem miał dokładnie 50 zdjęć :)
DeleteRobiąc raporty albo robię je minimalistycznie albo pełen pokaz slajdów ;)